Polski rynek pracy nie był gotowy na wojnę rozpętaną przez Rosję?
Polski rynek pracy nie był gotowy na wojnę rozpętaną przez Rosję?
Od momentu ataku Rosji na Ukrainę nie minął nawet tydzień, a jego echa już odczuwają polscy pracodawcy i pracownicy. Obecnie masowych wyjazdów do Ukrainy i rezygnacji z etatu w związku z powołaniami do armii, jeszcze nie widać, ale na horyzoncie pojawiają się inne kwestie. Dotyczą one m.in. przekwalifikowania „męskich” stanowisk i zadań na lżejsze – niewymagające dużej siły fizycznej czy przeciwdziałania konfliktom na tle politycznym, które coraz częściej mogą pojawiać się w firmach z międzynarodową kadrą.
- Kryzys w stosunkach Rosyjsko-Ukraińskich nie wywołał fali masowych wyjazdów Ukraińców spowodowanej powołaniami do armii.
- Polscy pracodawcy szukają recepty na braki kadrowe, jedną z nich są pracownicy z innych kierunków niż Ukraina.
- Firmy bazujące – do tej pory na męskiej kadrze – muszą dostosować miejsca pracy do osób, które nie mogą wykonywać zadań wymagających dużej siły fizycznej.
- Sytuacja polityczna między Rosją a Ukrainą zaczyna wpływać na relacje obywateli tych krajów pracujących w polskich firmach.
Polscy pracodawcy każdego dnia śledzą sytuację w Ukrainie, która zmienia się niczym w kalejdoskopie. Gdy w nocy (z 23 na 24 lutego) Władimir Putin ogłosił w telewizyjnym wystąpieniu rozpoczęcie "operacji specjalnej w Donbasie", chyba nikt nie spodziewał się, że widmo tej decyzji bardzo szybko odbije się echem na polskim rynku. Mimo, że koronawirus testował jego wytrzymałość i wiele firm nauczył elastyczności, to wojna w Ukrainie jest kolejnym, zupełnie innym wyzwaniem oznaczającym dostosowanie do nietypowej i dynamicznie zmieniającej się sytuacji.
Fala pracowników z Polski jeszcze nie ruszyła
Obecnie – mimo pojawiających się prognoz – Ukraińcy przebywający w Polsce nie rezygnują z pracy i nie wyjeżdżają masowo do swojej ojczyzny. – Nie obserwujemy masowego odpływu pracowników z Ukrainy napędzanego przez chęć dołączenia do ukraińskiej armii. Osoby zatrudnione w Grupie Progres, jak i innych organizacjach, z którymi jesteśmy w stałym kontakcie, nie rezygnują z pracy w związku z ogłoszonym poborem. Zatrudniamy kilka tysięcy Ukraińców, w tym momencie na wyjazd i wstąpienie do wojska zdecydował się 1 proc. z nich. Sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie, monitorujemy ją i bierzemy pod uwagę, że część Ukraińców może zrezygnować z pracy, bo wyjadą bronić swojej ojczyzny – mówi Paweł Dąbrowski, Prezes spółek operacyjnych w Grupie Progres. – Jeśli chodzi o polski rynek pracy to deficyty kadrowe mogą pojawić się z powodu masowych powołań do wojska, niedrożnych lub w pełni zamkniętych granic i ogólnego braku mężczyzn do pracy, których poszukuje wiele branż. Dotychczas duża część z nich pochodziła właśnie z Ukrainy. Obecnie ich emigracja z tego kierunku jest niemożliwa – obowiązuje zakaz wyjazdu z Ukrainy dla mężczyzn w wieku od 18 do 60 r. ż. Jeżeli wojna, którą Rosja wypowiedziała naszemu sąsiadowi szybko nie dobiegnie końca, to już niebawem braki kadrowe staną się odczuwalne dla wielu firm z regionu oraz całej Polski – dodaje Paweł Dąbrowski.
Pracodawcy szukają ratunku i zwracają się w stronę kobiet
Obecnie, obserwowany jest także wzrost zainteresowania pracownikami (z innych kierunków niż Ukraina) mogącymi pokryć braki zespołowe w polskich firmach. – Popularna staje się kadra z Azji oraz państw Europy Wschodniej, którą można zatrudnić na 24 miesiące na podstawie uproszczonej procedury – oświadczenia pracodawcy o powierzeniu wykonywania pracy. Do tego typu sześciu państw, obok Ukrainy, Białorusi i Rosji, należą Armenia, Gruzja oraz Mołdawia i o kandydatów z tych trzech kierunków zaczynają coraz częściej pytać pracodawcy. Rosja czy Białoruś są mniej popularne, mimo że na ich obywateli nie nałożono jeszcze blokad uniemożliwiających pracę w Polsce – zaznacza Paweł Dąbrowski, Prezes spółek operacyjnych w Grupie Progres.
Problemem są też deficyty kadrowe w branżach zatrudniających głównie mężczyzn. Już w ubiegłym roku odnotowano znaczący wzrost puli ogłoszeń rekrutacyjnych na „męskie stanowiska” i nie szedł on w parze ze skokowym wzrostem liczby panów chętnych do podjęcia pracy – tych niestety brakowało. Zapowiadana fala uchodźców z Ukrainy nie pokryje potrzeb, bo do Polski przyjeżdżają głównie kobiety i dzieci. Panie, w wielu przypadkach, nie są w stanie wykonywać ciężkich prac wymagających m.in. dużej siły fizycznej. Sytuacji nie poprawiają też braki kadrowe dot. mężczyzn prognozowane na 2022 r. w Barometrze zawodów, według którego ok. połowa zawodów deficytowych dedykowana jest najczęściej panom. Wśród nich znajdują się takie profesje jak betoniarze, zbrojarze, brukarze, cieśle, stolarze budowlani, dekarze, blacharze budowlani, elektrycy, elektromechanicy i elektromonterzy, magazynierzy, mechanicy pojazdów samochodowych, monterzy instalacji budowlanych, murarze, tynkarze, operatorzy i mechanicy sprzętu do robót ziemnych, robotnicy budowlani, robotnicy obróbki drewna, stolarze, spawacze i ślusarze. Dlatego wiele firm ma obecnie twardy orzech do zgryzienia, bo musi dostosować „męskie” stanowiska i zadania do kondycji kobiet tj. „przekwalifikować” etaty np. na takie niewymagające dużej siły fizycznej.
Konflikty między pracownikami
Atak Rosji na Ukrainę, zaczyna wpływać również na nastoje wśród pracowników, szczególnie tych pracujących w zespołach wielonarodowościowych. – W przypadku firm takich jak nasza – zatrudniających obcokrajowców z wielu kierunków braliśmy pod uwagę konflikty spowodowane polityką międzynarodową. Bacznie monitorujemy relacje między naszymi pracownikami tymczasowymi pochodzącymi niemal 50 krajów. Mamy pełną świadomość, że każda z tych osób ma swoje poglądy polityczne i może dochodzić do wymiany zdań dotyczących polityki. Docierają do nas pojedyncze sygnały o konfliktach między pracownikami, które wywołane są obecnie trwającą wojną. Z naszych rozmów z pracodawcami wynika, że zaczyna dochodzić do nich w krajowych firmach, jednak nie jest to zjawisko powszechne. Niemniej wymusza ono na pracodawcach działania prowadzące do ich zażegania oraz profilaktyczne – polegające np. na relokacji lub lokowaniu obcokrajowców w kwaterach pracowniczych zajmowanych przez osoby tej samej narodowości – podsumowuje Paweł Dąbrowski.
Grupa Kapitałowa Progres jest jedną z największych agencji HR wśród firm z branży posiadających 100 proc. polskiego kapitału i działających na terenie całego kraju. W jej skład wchodzą spółki, z których najstarsza na rynku funkcjonuje od 2002 r. Grupa wspiera przedsiębiorstwa w całej Polsce w zakresie pracy tymczasowej (Progres HR), doradztwa biznesowego i szkoleń (Progres Consulting), rekrutacji stałych (Progres Permanent Recruitment), a także optymalizacji procesów (Progres Advanced Solutions). Rocznie zatrudnia niemal 20 tysięcy pracowników i realizuje 1,5 tysiąca projektów rekrutacyjnych. Posiada kilkadziesiąt oddziałów w Polsce i zagranicą. Organizacja była wielokrotnie nagradzana w prestiżowych konkursach, plebiscytach i rankingach tj. m.in. Diamenty Forbesa (2017 r. – laureat) Gazele Biznesu (2020 r. – druga najdynamiczniej rozwijająca się firma w Polsce), Medal Europejski (2021 r.), Lider Polskiego Biznesu (2022 r.) i Firma Przyjazna Cudzoziemcom (2022 r.).